Wyprzedaże, promocje, testy, polecajki… Która z nas z tego nie korzysta? Która z nas nie cieszy się na okazyjnie ustrzelone kosmetyczne skarby czy kwalifikację do kolejnego testu kosmetycznego? Dziś opowiem Wam, jak zaczęła się moja kosmetyczna przygoda i jak w pewnej chwili zorientowałam się, że sprawy idą w złym kierunku…
Pandemia rzeczywiście okazała się punktem, który podzielił nasze życie na to przed i po niej.
Dla każdego zapewne objawiło się to w inny sposób. Ja w tym czasie, gdy zmuszonym się było do siedzenia w domu, zaczęłam oglądać kanały poświęcone tematyce beauty na YouTubie. Dowiedziałam się o istnieniu wielu ciekawych kosmetyków, nagle chciałam wypróbować nawet te, tak bardzo przez wiele influencerek polecanych i viralowych, których do tej pory nie miałam nawet potrzeby używać. Hitowy korektor? Sztosowa baza pod makijaż? Rewelacyjny tusz do kresek? Kupiłam, użyłam 2 razy i już więcej do nich nie wróciłam.
Jednocześnie w czasie zamknięcia przerzuciłam się na zakupy online. I przy nich już pozostałam. To bardzo wygodna, komfortowa opcja. Wybierasz produkty siedząc fotelu, popijając kawę, w całkowitym spokoju. Nikt nie irytuje Cię dźwiękiem otwierania opakowań, niuchania i odkładania otwartych już produktów na półkę. Nie czujesz oddechu obcego na karku, no bo skoro stoisz trochę koło danego regału, znaczy, że wyczaiłaś mega okazję – trzeba wejść Ci na plecy i sprawdzić. Taka całodobowa dostępność, często większy wybór i łatwość w porównywaniu cen i ofert są cenne.
Kiedy jednak zaczynasz dzień od apek, nowych promocji, kiedy do danej apki wchodzisz kilka razy dziennie, coś, co miało Ci ułatwiać życie i oszczędzać czas, nagle Ci ten czas zabiera. A wierzcie mi, potrafiłam spędzać na jednej z drogeryjnych aplikacji bardzo, bardzo dużo czasu w ciągu dnia. Nie potrzebując niczego konkretnego. Po prostu poszukując fajnych okazji. I często je znajdowałam.
Kup 1, drugi 80% taniej. Dodaj do koszyka. Zapłać.
1 + 1 za 1 gr. Do koszyka. Zapłać.
Outlet. No przecież to ostatnia szansa! Do koszyka. Zapłać.
We wtorek przychodziła jedna paczka, w piątek kolejna.
A jednocześnie odkryłam w międzyczasie żółte cenówki w jednej z drogerii, która ma sporo punktów. Aż 2 po drodze z pracy do domu…
W końcu musiałam zorganizować dodatkowe miejsce w szafie, by te wszystkie nowe kosmetyki schować. Dwunasty żel pod prysznic, ósmy balsam do ciała, szósty krem do twarzy, dziesiątą wodę perfumowaną. Ale przecież żal było nie kupić, prawda? A nuż taka promocja się nie powtórzy!
Moje zainteresowanie kosmetykami ewoluowało i pewnego dnia, ponad rok temu, postanowiłam założyć konto na największym urodowym portalu w Polsce. Całkowicie spontanicznie. I jakkolwiek lubię korzystać z doświadczeń innych, a także bardzo lubię dzielić się swoimi, tak bardzo zachwyciła mnie możliwość zgłaszania się do testów i otrzymania kosmetyków w zamian za napisanie recenzji, że zgłaszałam się praktycznie do każdego testu. Zajmowało mi to czas. Frustrowało, gdy do żadnego nie udawało mi się dostać. A potem bywało tak, że kwalifikowałam się do 3 pod rząd, prawie równocześnie. Po czym po miesiącu do kolejnych. I obecnie w mojej szafce w łazience stoi 6 różnych otwartych serum do twarzy. Bo przecież trzeba przetestować i napisać rzetelną recenzję. Pół biedy, gdy PAO wynosi 12 miesięcy. Ale gdy wynosi 6, lub co gorsza 2… tu zaczyna się logistyka. I przychodzi refleksja – jak to się stało, że z osoby, którą wielu określiłoby minimalistką, skończyłam z szafą pełną kosmetyków, które co jakiś czas przeglądam, by monitorować daty ważności? Przecież w jakiś sposób zaprząta mi to głowę. Pochłania czas. Jest presja, by się nie zmarnował. Zorganizować konkurs, dać siostrze. I okazuje się, że radość z okazyjnego nabycia kosmetyku, zamienia się w zmartwienie – gdzie go wcisnąć, komu wcisnąć, kiedy zużyć?
Co zrobiłam?
Zaczęłam od porządku w telefonie. Najpierw odinstalowałam 1 apkę drogeryjną. Gdy po jakichś 2 miesiącach zauważyłam, że brak możliwości sięgnięcia po telefon i łatwego sprawdzenia, co w promocjach piszczy, spowodował, że nagle ten sklep przestałam odwiedzać, odinstalowałam drugą. Tę, do której potrafiłam zaglądać po kilka razy dziennie. I tu faktycznie stała się magia. Moja ulubiona drogeria, z której potrafiłam zamawiać 2 paczki tygodniowo, okazała się zbędna. Więcej. Zyskałam masę czasu, który mogłam poświęcić na bardziej produktywne i wartościowe rzeczy. To było naprawdę dobre uczucie. Wolności. Rzecz jasna firma o mnie nie zapomniała. Zostało konto, a więc i email. I newsletter. Z mega super fajnymi promocjami. Z informacjami, że straciłam status VIP. Well… Ja straciłam status VIP, wy subskrybenta. Upewniacie się, czy nie postradałam zmysłów, czy to przemyślałam. Klikam: Tak, to moja ostateczna decyzja.
Ulga.
Na moją skrzynkę trafia oczywiście masa innych newsletterów. Czy z nich rezygnuję? Z części od razu. Z części trudno, więc robię to dopiero za którymś razem 😀 Już Was nie potrzebuję. Mam internet. Mam konta, których nie usuwałam, bo nie jest przecież tak, że teraz nagle w ogóle przestanę kupować. Gdy będę czegoś potrzebować, sama poszukam sobie dobrej promocji. Skorzystam z komputera i zamówię. A na razie mam swój osobisty magazyn kosmetyczny w szafie. Również z całodobowym dostępem.
Aplikacje do testów kosmetyków zaczęłam selekcjonować. Wybieram te, które mnie szczególnie interesują. Jeśli testuję właśnie produkt z danej kategorii, nie zgłaszam się do kolejnego testu zawierającego produkt o tym samym przeznaczeniu, choćby był wyjątkowy.
Rozumiem swoje zachłyśnięcie się początkującego tymi testami, ale jednak cieszę się, że zdrowy rozsądek zdołał wygrzebać się spod tych kartonów z kosmetykami. Dzielny chłopak!
Zaczęłam też ostatnio robić przegląd kont, które obserwuję na Instagramie. Czy naprawdę daje mi coś obserwowanie drogerii, w których lubiłam robić zakupy? Czy potrzebna mi wiedza o aktualnych promocjach? Okazało się, że nie. Tak samo rzecz ma się z kontami, których kontent to właśnie wskazywanie najlepszych okazji, promocji i wyprzedaży. Przecież od jakiegoś czasu przestałam już nawet te karuzele z mega ofertami przeglądać…
Czy zdarza mi się złamać i kupić coś, czego nie planowałam? No pewnie! Obecnie największe ryzyko stanowią dla mnie zakupy w hipermarkecie. Zauważyłam jednak zmianę podejścia. W ciągu ostatniego tygodnia zakupiłam masełko do demakijażu. Jedno mam w użyciu, kończy się, więc uznałam, że mogę sobie na to pozwolić. Zwłaszcza, że odruchowo sprawdzam zawsze datę ważności. 2025 rok brzmi na razie dość odlegle… co pewnie się zmieni w styczniu 😉 Dziś zakupiłam fikuśny krem do rąk. Kremy do rąk idą u mnie w tempie ekspresowym, gdyż używam ich non stop, wielokrotnie w ciągu dnia, bez względu na porę roku. Do tego z uwagi na prowadzone przeze mnie konto na Instagramie kupię czasem coś nietypowego, by wrzucić na profil.
Jakże satysfakcjonujące są chwile, gdy trzymam coś już w rękach, ale po rozmowie ze sobą (wewnętrznej, nie na pół marketu) jednak odkładam to z powrotem na półkę. Bo czy potrzebuję kolejnej maseczki? Zdecydowanie nie! Mam czego używać. Czy ta była nowością? Tak! Ale przecież przy obecnym szerokim asortymencie i tak nie wypróbuję zdecydowanej większości kosmetyków, wybór jest za duży. Tę więc też mogę odpuścić.
I miłe jest to uczucie, kiedy ostateczną decyzję podejmuję ja, a nie promocja czy nowość, która decyduje za mnie.
Pewnie zauważyliście, że w tekście nie padły nazwy apek, których tak namiętnie używałam. Myślę, że nie to w tym wszystkim jest ważne. Najpewniej każdy z nas ma taką swoją apkę, podejrzewam, że Ty również. Jeśli nie taką, która zabiera nam pieniądze, docelowo miejsce w szafie i spokój, to taką, która zabiera nam czas… A najważniejsze w tym wszystkim, to nie zgubić siebie i złapać balans. Czego i Wam życzę 🙂
Wspaniale się czyta Twoje wpisy. Przeczytałam cały, słowo po słowie i chcę więcej! ♥ Będę tu zaglądać. Powodzenia i gratulacje ♥
Dziękuję za miłe słowa i zapraszam z kubkiem ulubionej kawy 😀
Jak mówiłam tak dotrzymuję słowa i jestem! 🙂 Jeszcze raz napiszę, że cieszę się, że tu jesteś. Osobiście wolę czytać blogi niż konta na ig, więc będę tu częściej 😀
Co do ilości kosmetyków to ja zawsze byłam minimalistką i nawet w perfumach wyznawałam zasadę 1 flakon otwarty 😀 Ale po współpracy z PB moje zapasy zaczeły się powiększać i teraz no nie ukrywam – istnieją 😛 Jednak wszystko w granicach rozsądku, jak wiem, że nie dam rady zużyć, czy nie interesuje mnie to idzie dalej 🙂
Co do wizaż to też miałam taki etap, że frustrowało mnie, że nie dostałam się do danego testu, a inni co zgłaszali się do niemal każdego do każdego się dostawali. Teraz trochę 'ochłonełam’ i już się tak nie przejmuję 🙂 Generalnie zgłaszam się tylko wtedy gdy coś mnie interesuje na prawdę. Ale wiem, że są tacy co zgłaszają się zawsze – potrzebne czy nie 😛
Współprace są przyjemne, ale bywają zgubne, bo faktycznie w pewnym momencie jest wszystkiego za dużo 😏 Dzięki za wizytę i wpadaj częściej – już mogę zdradzić, że wkrótce pojawi się nowy format 😊
No powiem Ci, że świetnie to napisałaś. Zdecydowanie czas pandemiczny i po pandemiczny w moim przypadku ma sie podobnie. Obecnie zaczynam zużywać to co mam i staram się nie kupować czegoś co jest zbędne. Czasem wpakuje coś do koszyka i zrobię z tym rundkę po sklepie żeby finalnie odłożyć to na półkę. Wewnętrzny dialog z samą sobą 😉
pozdrawiam
Dobrze jest dać sobie chwilę na ochłonięcie i do namysłu 😉 Wewnętrzne dialogi są bardzo pomocne 😀 Ściskam ciepło!
Jak ja Cię rozumiem 🩷
Dobrze wiedziałam, że nie jestem sama 😎